Coraz częściej mówi się o kryzysie męskości. Na pewno jest to temat w pewnym stopniu rozdmuchany przez środowiska feministyczne (zwłaszcza te odwetowe) czerpiące osobliwą satysfakcję z pastwienia się nad płcią przeciwną. Poza tym motyw ten jest po prostu nośny, wszak wytykanie mężczyźnie słabości jest formą podważania mitu herosa, który pokutuje w naszej kulturze od zarania dziejów. Przełamywanie niemal odwiecznego porządku ze zrozumiałych względów przyciąga uwagę.
My spróbujmy podejść do tematu kryzysu męskości w sposób możliwie mocno zindywidualizowany, odległy od statystycznych rozważań czynionych na tle socjologicznym w kontekście załamywania się patriarchatu. Odnieśmy się do zarzutów płci pięknej i zastanówmy nad ich zasadnością bez względu na to, czy kobiety same w istocie byłyby w stanie podołać własnym wymogom, gdyż nie to jest tym razem przedmiotem naszej refleksji.
Jeden z najczęściej pojawiających się zarzutów dotyczy niechęci mężczyzn do zakładania rodziny. Zauważmy na wstępie, że w sensie prawnym mamy w Polsce do czynienia z wyraźnym rozgraniczeniem – mężczyzna i rodzina to jakby dwie różne rzeczy. Mężczyzna został sprowadzony do poziomu bankomatu, nie ma praktycznie żadnych przywilejów ani praw, gdy zaś w przypadku rozwodu pragnie opieki nad dziećmi w około 98% przypadków polskie sądy przyznają opiekę matce. Małżeństwo oznacza zatem dla mężczyzn praktycznie z automatu akceptację, że jest się rodzicem drugiej kategorii, w zasadzie nikim więcej niż dostawcą środków na utrzymanie, a w przyszłości - alimentów, które prawie na pewno będą musiał płacić on, a nie kobieta.
Gorzki komentarz pewnego Internauty na temat tego, jakie panują realia w sądach rodzinnych w Polsce:
sądy rodzinne groteska śmiech na sali stronnicze nieuczciwe niesprawiedliwe alimenty kobieta dziecko mężczyzna
Nie ma dla mężczyzn żadnej zachęty do tego by formalizować związek, podczas gdy kobieta czerpie z tego wymierne korzyści. Ta dysproporcja działa na niekorzyść związków, gdyż zawsze niesprawiedliwe przywileje generują u strony poszkodowanej poczucie relatywnej deprywacji, demotywującej do wchodzenia w takie relacje. Kolejną kwestią jest wyraźnie większa podatność kobiet na działania o charakterze indoktrynacyjnym w kontekście religii, podczas gdy mężczyźni są na tego typu oddziaływania bardziej uodpornieni.
Kolejnym czynnikiem zniechęcającym do małżeństwa jest dla mężczyzn poczucie przymusu, rezygnacji ze swojego światopoglądu na rzecz wizji małżeństwa, jaką ma kobieta. Ślub kościelny dla wielu mężczyzn jest działaniem wbrew sobie, na dodatek z przekonaniem o folgowaniu kobiecym zachciankom i z poczuciem, że działa się na rzecz instytucji, którą nierzadko ocenia się skrajnie negatywnie jako niezrozumiałą, fałszywą i anachroniczną.
Jest wreszcie kwestia zasadnicza, związana z tym, co potocznie określa się mianem dojrzałości do stałego związku, posiadania potomstwa. W tym miejscu trzeba zauważyć, że mężczyźni nie posiadają instynktu ojcowskiego, natomiast instynkt macierzyński (na który składa się szereg czynników fizjologicznych, ale i kulturowych) jest u kobiet zazwyczaj bardzo silny, a na pewnych etapach życia odgrywa wręcz funkcję dominującą, znacząca wpływając na spostrzeganie i nastawienie do tematu potomstwa. Kobieta mocno odczuwająca pragnienie posiadania dziecka z góry zakłada, że jest to kwestia dojrzałości, choć w istocie w głównej mierze to zasługa hormonów, a nie mentalnego rozwoju.
Natomiast dzisiaj, w dobie powszechnie dostępnej antykoncepcji dziecko może być rzeczywiście świadomie wybranym, nowym wymiarem relacji oraz, co szczególnie istotne, źródłem pozytywnych wzmocnień – źródłem, które niczym dar wzajemnie podarowuje sobie dwoje kochających się ludzi. I właśnie w tym momencie można poruszyć temat dojrzałości jako takiej. Dla mężczyzny wzmocnienia ze strony dziecka nie są oczywistością, zwłaszcza w przypadku noworodka czy jedno-, dwulatka. Z czasem, gdy więź się pogłębia, a mężczyzna zaczyna dostrzegać w malcu samego siebie, wówczas w końcu pojawia się szansa na to, by ojciec zaczął owe bodźce chłonąć i cieszyć się nimi, co w kolejnych latach zwykle narasta. Problem jednak polega na tym, że na co dzień mężczyźni szukają mocnych wrażeń, a nawet bez poszukiwania są nieprzerwanie bombardowani bodźcami wszelkiej maści. W związku z tym brak im wiary, że dziecko, małżeństwo, rodzina mogą zaoferować coś więcej niż kolejne gadżety, sporty ekstremalne, eskapady ze znajomymi i wieczne tropienie wrażeń seksualnych. Tu faktycznie niezbędna jest dojrzałość, by przewartościować pewne rzeczy, by zrozumieć wyższość jakościową i dostrzec (a następnie faktycznie docenić) jak najbardziej realne i głęboko satysfakcjonujące, wręcz kojące w świecie nieustannej pogoni, korzyści z relacji z dzieckiem, z kochającą partnerką, którą obdarza się prawdziwym uczuciem i z którą tworzy głęboką więź bazującą na zaufaniu i oddaniu.
Z drugiej strony nie wolno nam sądzić, że istnieje jedyna słuszna droga, jeden scenariusz gwarantujący szczęście i spełnienie. Ilość patologii w rodzinach jest zatrważająca, zapewne znaczna ich część wynika z faktu, że ludzie ślepo brną w realizację powszechnie uznawanego schematu choć tak naprawdę nie są w stanie temu podołać lub to on nie jest dla nich dobry. Żyjemy w epoce przemian. Zmiany zachodzą w stylu życia i sposobach bycia, które dają ludzim zadowolenie. Być może zaledwie przeciętna satysfakcja jest optymalnym rozwiązaniem, a w każdym razie lepszym niż cierpienie powodowane angażowaniem się w schemat, który nie ma szans zadziałać.
Podsumowując ten wątek, kobiety dysponują licznymi, fizjologicznymi drogowskazami do tego, co stanowi najwyższą wartość, natomiast mężczyznę fizjologia wręcz wyprowadza w pole, zaś polski system prawny i kultura pędu oraz obsesji posiadania napędzana przez galopujący konsumpcjonizm zupełnie dezorientują. Do tego należy dodać syndrom lepszego modelu, który wyklucza w zasadzie postawę umożliwiającą obdarowywanie, bo mężczyźni nawet w kilkuletnich związkach często mają nadzieję na spotkanie kobiety piękniejszej, bardziej sprawnej seksualnie lub pod innymi względami bardziej im odpowiadającej. Należy także pamiętać o tym, że najzwyczajniej schemat rodziny w rozumieniu, jakie znamy jeszcze z obserwacji u naszych dziadków i być może rodziców, wcale nie jest dla wielu współczesnych 25, 30, 35-latków możliwy do zrealizowania z powodzeniem.
W następnym odcinku refleksji na temat kryzysu męskości i zarzutów wobec mężczyzn zajmiemy się syndromem sfeminizowanego samca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz