wtorek, 18 lutego 2014

WYWIAD Z PROFESJONALNYM PODRYWACZEM

Marek prowadzi popularnego bloga o uwodzeniu. Specjalnie nie podamy tu jego adresu, bo zależy nam na tym, aby w atmosferze anonimowości nasz rozmówca był jak najbardziej szczery i bezpośredni nawet jeśli narazi się innym pro-uwodzicielom ze środowiska. Przyjął wyzwanie i nasze warunki. Oto zapis dyskusji.



Redakcja: Jak poderwać kobietę?

Marek: Na tak ogólnie postawione pytanie mogę jedynie udzielić ogólnikowej odpowiedzi. Śmiało, wychodząc z inicjatywą, sprawnie technicznie, na luzie i bez spinania się, zdecydowanie ale nie nachalnie, bez natręctwa, po dżentelmeńsku ale nie służalczo, dominująco ale nie nachalnie.

To chyba wymaga dużo pewności siebie?

W moim słowniku nie ma czegoś takiego jak pewność siebie czy nieśmiało. To są jakieś sztuczne etykietki, które mnie kompletnie nie obchodzą. Wszystko jest kwestią praktyki, pewnej rutyny w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Jak masz coś obcykane i robisz to biegle, to inni postrzegają twoje zachowanie jako przejaw pewności siebie choć tak naprawdę to wyłącznie świadectwo licznych ćwiczeń i tyle.

Na zasadzie wyrobienia w sobie pewnych nawyków?

Dokładnie. Działa to zresztą w obie strony. Jeśli panna brawurowo cię zlewa, to nie dlatego, że ma jakąś magiczną cechę „duża pewność siebie”, ale po prostu robiła to już wielokrotnie więc ma wprawę. Facet też musi wykształcić w sobie pewne umiejętności, za nimi pójdą postawy i wreszcie głębsze osobowościowe zmiany. Wszystko jednak zaczyna się od praktyki, od najprostszego, co można zrobić – od zwykłego, pospolitego działania.

I tego właśnie uczą na profesjonalnych kursach uwodzenia?

Tak naprawdę to nie wiem. Nigdy nie uczestniczyłem. Owszem słyszałem o tym sporo i nawet kiedyś rozważałem taką opcję, odsłuchiwałem nagrania z takich warsztatów, ale ostatecznie uznałem, że to straszne lamerstwo płacić za tak podstawową wiedzę. Ci wszyscy samozwańczy guru od podrywania i uwodzenia to dla mnie banda szarlatanów, którzy najlepiej znają się na lansowaniu własnej oferty. Jeśli ktoś potrzebuje wiedzy teoretycznej to ma tego pełno pod dostatkiem w Internecie, również polskim. A jeśli chodzi o ćwiczenia praktyczne – wystarczy wyjść na ulicę w dużym mieście lub udać się do galerii handlowej albo innego miejsca publicznego, gdzie bywają piękne kobiety i po prostu zacząć działać!

A jeśli ktoś nie wie od czego zacząć?

O nie, nie podpuścisz mnie. Naprawdę nie widzę żadnego sensu by bulić za te szkolenia. Jeśli komuś brak pomysłu, powinien usiąść na tyłku, opracować kilka wstępnych scenariuszy na uzyskanie numeru telefonu. Potem testować je w żywiole, przełamać psychiczną barierę lęku przed odtrąceniem, wchodzić w liczne kontakty i interakcje z wieloma kobietami. Wyciągać wnioski, uczyć się na zasadzie prób i błędów, nie rezygnować.

A co myślisz o podrywaniu przez Internet?

Wśród użytkowniczek serwisów randkowych i czatów jest specyficzna grupa pań i dziewczyn, które rzeczywiście preferują taką formę, bo mają sprecyzowane oczekiwania, co do poglądów, wartości i inteligencji partnera. Problemem jest jednak pasywność. Rozumiesz, flirt to zabawa dwuosobowa. Normalnie dziewczyna nawet jeśli chce cię spławić, musi się wykazać odrobiną wysiłku lub ponieść pewne koszty psychiczne. W Internecie tego nie ma. W efekcie pierdyliard facetów urabia się po łokcie wypisując e-maile i nie otrzymując żadnych odpowiedzi. Laski żądają by się wykazywać w tych wiadomościach, być niebanalnym, oryginalnym i intrygującym, a same nie są skłonne nawet wypełnić profilu, a co dopiero wypełnić go ciekawie, by facet mógł do czegoś nawiązać. Internetowe podrywanie z pozoru wydaje się proste, ale w praktyce to kawał ciężkiej nikomu niepotrzebnej roboty. W realu babka cię oleje i tropisz kolejną, a w necie zabiera to jak dla mnie zbyt wiele czasu. Gigantyczna jest też konkurencja. Normalnie podchodzisz do dziewczyny i w tym odcinku czasu jesteście sam na sam. W sieci twój komunikat znika w odmęcie setek wiadomości od innych podrywaczy. Nie zrozum mnie źle, są kolesie, którzy wyrywają często przez net, ale robią to niejako na marginesie, gdy nudzą się w pracy czy coś. W realu też to robią, a nie tylko wirtualnie. No i najgorsze jest to, że kobiety ostro ściemniają jeśli chodzi o zdjęcia. Wsadzają jakieś wyjątkowo korzystne wybrane spośród tysiąca, a potem na spotkaniu nawet ci się nie chce do dziewczyny podchodzić.

A wracając do podrywania „w realu”, jakie najczęściej błędy popełniają faceci?

Za długo zwlekają, co powoduje, że narasta w nich nieuzasadniony stres.

Traktują kobiety jak boginie, idealizują je chociaż to tylko ludzie, a nie jakieś anioły czy coś. Inną skrajnością jest traktowanie kobiet jak mięso. Nie chodzi o to żeby patrzeć na nie z góry, ani z dołu jak na jakieś niesamowite zjawisko lecz traktować jak osobę równą sobie, patrzeć w oczy. Szanować, ale nie przeceniać…

Innym błędem jest przedobrzanie z zalotami, osaczanie panny, dawanie jej siebie na tacy z desperacją w oczach. Coś, co nazywam „przedwczesnym zaangażowanie” – jakby poderwanie dziewczyny stanowiło być albo nie być faceta.

Kolejna rzecz jaka mi przychodzi do głowy to zbyt szybkie zniechęcanie się do podrywania w ogóle. Dla niektórych odtrącenie lub brak zainteresowania dziewczyny jest iście traumatycznym przeżyciem. Nie ma się co przejmować! W tej kwestii niestety trzeba mieć mentalność akwizytora, liczyć się ze statystyką. Przeciętny facet wdaje się w związek z panną, którą uda mu się poderwać nie dlatego, że tak bardzo mu się ona podoba, ale z niechęci do podrywania. To absolutnie nie do pomyślenia dla faceta z mentalnością zdobywcy, podrywacza.

Dużym błędem jest też każde działanie zmieniające cię w kogoś kim nie jesteś. Niektórzy na przykład upijają się żeby mieć odwagę. Nie zdają sobie sprawy jak żałośnie, żenująco i beznadziejnie wyglądają, gdy o tej 1.00 czy 2.00 w nocy zaczynają się narzucać w wyjątkowo irytujący sposób.

Następna rzecz to szastanie pieniędzmi. W ten sposób można poderwać co najwyżej pasożyta finansowego... Tylko co to za satysfakcja być bankomatem jakiejś laski?

Może takim podrywaczom chodzi tylko o seks?

Wszystkim chodzi o seks, bo każdy go uwielbia. Oczywiście różnie on jest komponowany w całość. Czasem jest na pierwszym planie, innym razem jest ważnym, albo kluczowym, ale jednak tylko elementem większej układanki. Rzecz w tym, że poderwanie dziewczyny na kasę albo jakąś celebrycką sławę to żaden wynik. Wtedy nie jesteś zdobywcą lecz żywicielem jakiejś pijawki, pasożyta, który chce się dzięki tobie ustawić, po twoich plecach wspiąć wyżej. Nawet jeśli miło kiedy inni zazdroszczą, niektórzy faceci aż jęczą z bólu, gdy widzą cię z jakąś modelką czy biuściastą pogodynką, wiadomo, że ona nie jest z tobą, a z twoim portfelem albo uprawia „wizerunkowe kurewstwo” żeby się wylansować. Poza tym w naszym kraju z przyczyn ekonomicznych i w związku z ohydną hipokryzją dominującej religii mamy do czynienia z prawdziwą plagą prostytucji. Kobiety ostro kalkulują – nie opłaca im się ujawniać swojej seksualności. Gdy jest trudno dostępna, deficytowa, to mogą nią więcej ugrać dla siebie. Łapią facetów na dziecko, a potem wyłudzają alimenty, z których same się utrzymują. Nikt chyba nie ma wątpliwości, że gdy panna dostaje 5, 7 tysięcy albo i więcej rzekomo na wychowanie dziecka, to kasa ta idzie głównie na jej potrzeby i pantofelki po 800 zł. Afiszowanie się kasą przed kobietami to proszenie się o kłopoty i tyle. Zwykłe frajerstwo.

No dobrze, a gdy ty tak podrywasz, uwodzisz, to też przecież robisz to z myślą o własnych korzyściach, przecież nie po to, żeby znaleźć miłość?

I to jest właśnie najgorszy stereotyp na temat facetów, którzy podrywają kobiety. Uwodzenie absolutnie nie jest w zamyśle działaniem na czyjąś szkodę. To nie jest jakaś perfidna gra mająca wykorzystać kobietę – w domyśle ofiarę. Po prostu nie ma ciśnienia, niczego nie zakłada się z góry, ludzie się poznają, czasem to się przeobraża w coś głębszego, innym razem tylko odbijają od siebie.

Założenie jest takie, że aby znaleźć kogoś naprawdę odpowiedniego, trzeba mieć jakieś rozeznanie i dać sobie szansę na kontakt z różnymi osobami. Bo wiesz, ożenić się jest bardzo łatwo, a potem zwiększa się statystykę rozwodów. Rzecz polega na tym, żeby się dobrze dobrać. Metoda porównań doskonale się do tego nadaje. Trzeba dać sobie prawo wyboru, a nie chwytać się tego, co się napatoczy.

Dziękuję za rozmowę.

Dzięki, pozdrawiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz